Mega lot! Rekord życiowy odległości i czasu lotu. Zaczęło się strasznie, bo pobudka o 5:00 rano i 3 godziny marszu pod górę to nie dla mnie. Ale jakoś się wtarabaniłem i startowałem jako jeden z ostatnich. Na początku było licho. Strasznie długo grzebałem się w okolicach startu, zanim znalazłem jakiś porządny komin. Potem lot na wschód, pod wiatr. Nie wiało jakoś mocno, ale kilometry nie przybywały zbyt szybko. Trochę waliło w powietrzu. Doleciałem na 40 km, do końca grani i zawrotka. Z powrotem szło dużo szybciej, ale strasznie rozbolała mnie głowa. Chyba odwodnienie i niewyspanie. Doleciałem do startu i pod wielką chmurą ruszyłem dalej na zachód. W okolicach 100 km już zaczynałem myśleć o lądowaniu. Ale ciągnęło do kolejnego punktu zwrotnego na wierzchołku trójkąta. Nie doleciałem, ale zawróciłem i przeskoczyłem w stronę Dolomitów. Dolomity już mi z ręki jadły, gdy padła bateria w telefonie z xctrackiem. Ale na szczęście mam drugi z flyme :) Dojrzałem, że do trójkąta FAI brakuje mi kilkunastu kilometrów gdzieś w stronę południowo-wschodnich Dolomitów. Wierzchołek FAI pokazywał 153 km. Ruszyłem w tamtą stronę, licząc, że jasne ściany gór nagrzane słońcem będą mocno działać. Działały słabo. Ale szanując wysokość i dokręcając słabe kominy, doleciałem do tego wierzchołka. Pozostało tylko wrócić nad start i domknąć trójkąt. Ruszyłem na final glide. Trzeba było zatrzymać się przy ostatnim noszeniu i dokręcić jeszcze kilkaset metrów. Nie zrobiłem tego i zabrakło 3 km do FAI 150 :) Jest pole do poprawy, może w przyszłym roku ;)