Errata, to nie wczoraj był warun życia, to dzisiaj! Powtórka planu na 75 km. Monte Tomba na wschód, ale nie tak daleko jak wczoraj, żeby nie grzebać się tak długo z powrotem. Widoczność lepsza niż wczoraj, Dolomity na północy jadły z ręki. Na powrocie przelot nad Mauzoleum, wszystko nosiło. Z Monte Grappa przeskok prosto na Costalungę, tam wysoki komin i dolot za Brentę wysoko nad Monte Caina. Potem Rubbio i kolejne kominy. Teren dla mnie nieznany, ale udało się, od komina do komina i nagle serpentyny, czyli Monte Croce! Pierwszy raz serpentyny! Strasznie tam waliło, ale mocny komin pozwolił się wykręcić wysoko. No i powrót, bułka z masłem, dwa porządne kominy a potem final glide w zerach i na słabym żaglu, aż do doliny Brenty. Tam była szansa na low safe, kręciłem się kilka minut w zerkach, ale nie dało się urzeźbić. Brakło 3-4 km do mety!!! Następnym razem szybciej i bez podziwiania widoków, powinien być pełen sukces. Tak czy siak, mega lot!!!