Miazga jak za dawnych czasów. Start 4m w dzioba, w zasadzie bez atrakcji -spokojny i czujny niczym ważka. Troszkę polatałem (do przodu 3-17km/h), ale przyszedł lekki kapuśniaczek i się zaczęło. Rekodr: pełen speed +banan +klapy z dogrywką +aerodynamiczna sylwetka, a mnie wciąga 3m/s pod górkę ;) Trwało to zaledwie chwilkę ale wrażenie piorunujące. Skończyło się awaryjnym lądowaniem na łące przed fabryką maszyn. O dziwo byłem spokojny jak nigdy, pełna kontrola i trzeźwa ocena sytuacji (przed startem by się przydała ;). Sigma nie straszy jak UP Kantega, ona po prostu wali atrakcją i się nie pitoli w tańcu. Ale też pewniej i lepiej łyka taki wiatr. Fajnie że przeżyłem taki dzień, myślę, że się oswoiłem troszkę bardziej. I gałkologię podszlifowałem!